Prawie 100 razy „okradnij boga rzeki z ryżu”
Starszy porucznik Nguyen Huu Hoan kończy w tym roku 32 lata. Ma 13 lat doświadczenia w pracy w Zespole Ratowniczo-Gaśniczym Regionu 1, w Departamencie Policji ds. Zapobiegania Pożarom i Ratownictwa (PCCC&CNCH) w Prowincji Thanh Hoa .
Powiedział, że codzienna praca strażaków, takich jak on, to nie tylko śpieszenie w „burze pożarów” w celu ratowania ludzi i mienia, ale także poszukiwanie ciał i ratowanie osób, które utonęły lub zaginęły w rzekach i morzach...

Pan Hoan, z 13-letnim doświadczeniem, od prawie 10 lat zajmuje się wydobywaniem ciał z dna rzeki. Wspominając swój pierwszy dzień w zawodzie, powiedział, że był doświadczonym nurkiem. W 2017 roku para skoczyła z mostu Ham Rong (miasto Thanh Hoa), aby popełnić samobójstwo. Po otrzymaniu rozkazu, został przydzielony do grupy roboczej jednostki, która miała poszukiwać dwóch nieszczęśników.
„Chociaż nie umiem pływać, mam dobre umiejętności nurkowania, więc moi bracia często nazywają mnie „żabo-człowiekiem” lub „wydrą”. Jednak gdy po raz pierwszy brałem udział w poszukiwaniach topielców, patrząc na rwącą i wartką rzekę Ma, byłem nieco zaniepokojony. Ale ze względu na pracę i zadanie zlecone przez przełożonych, myślałem wtedy tylko, że muszę za wszelką cenę znaleźć ofiarę” – powiedział pan Hoan.


Po swoim pierwszym „losie” w zawodzie, dzięki wskazówkom kolegów i przełożonych, pan Hoan bardzo szybko opanował tę pracę. Nawet w trudnych przypadkach ciało ofiary znikało przez wiele dni, ale kiedy „podjął działanie”, z pewnością je odnalazł.
Do tej pory, choć nie pamięta dokładnie, w ilu poszukiwaniach brał udział, szacuje, że on i jego koledzy odnaleźli blisko 100 ciał.
Według pana Hoana, w ciągu siedmiu lat pracy nad odnajdywaniem ciał, każda sprawa pozostawiała po sobie inne emocje i ból. Oprócz przypadków par skaczących z mostów, wywracających się łodzi oraz poślizgnięć i wpadnięć do rzek, był on również świadkiem wielu utonięć w bardzo młodym wieku.
Choć jest odważnym człowiekiem o stalowych nerwach i przyzwyczajonym do kontaktu ze zwłokami, to i tak przechodzą go dreszcze za każdym razem, gdy wspomina zdarzenie z 2022 roku. Były to poszukiwania pięciu studentek, które utonęły w rzece Mau Khe (dzielnica Thieu Hoa).

„Pięć studentek zaprosiło się nawzajem na brzeg rzeki, żeby zrobić zdjęcia. Niestety, poślizgnęły się i upadły, co doprowadziło do utonięcia. Kiedy dotarłem na miejsce zdarzenia, byłem niezwykle poruszony widokiem krewnych i mieszkańców wioski zgromadzonych nad brzegiem rzeki, czekających na wieści. Kiedy znalazłem ofiary, nie mogłem powstrzymać łez. Były tak młode, że odrobina nieuwagi przyniosła poważne konsekwencje im samym i ich rodzinom” – wspominał starszy porucznik Hoan.
To tylko jeden z setek przypadków, z którymi zetknął się pan Hoan. Pan Hoan powiedział, że zdarzają się przypadki, gdy ofiara zaginęła dawno temu, ciało jest w nienaruszonym stanie, brzydko pachnie, a spotkanie osoby „o słabym umyśle” będzie nawiedzać, a nawet po pracy nie będzie można jeść.
Chciałbym być „bezrobotny” każdego dnia.
Porucznik Hoan powiedział, że poszukiwanie zwłok wymaga nie tylko „losu” dla danej pracy, ale także solidnej znajomości zawodu, doświadczenia i odrobiny szczęścia. Zazwyczaj, otrzymując sprawę, często bardzo uważnie obserwuje miejsce zdarzenia, aby ocenić sytuację, określić właściwą lokalizację i zawęzić obszar poszukiwań ofiary.

„Jeśli prąd wody będzie silny, w ciągu 2 godzin od wypadku ofiara nie będzie już w miejscu zdarzenia, lecz zostanie przeniesiona w inne miejsce. W tym czasie konieczne jest określenie kierunku prądu, aby wdrożyć odpowiedni plan poszukiwawczy” – powiedział pan Hoan.
Według starszego porucznika Hoana, praca związana z wydobywaniem ciał jest niezwykle trudna i niebezpieczna. Podczas pracy na dnie rzeki nurkowie tacy jak on często muszą stawiać czoła rafom, przeszkodom i silnym prądom. Dlatego zawsze stara się nie popełniać błędów podczas wykonywania swoich obowiązków.
Pan Hoan wspomina, jak pewnego razu, gdy szukał ofiary, lina jego skafandra zaplątała się w krzaki. W sytuacji zagrożenia życia i śmierci musiał ją przeciąć, aby uciec. „Praca pod wodą różni się od pracy na lądzie. Jeśli nie zachowa się ostrożności i nie przewidzi sytuacji, wypadek jest bardzo prawdopodobny. Dlatego w dni, w których nie dochodzi do incydentów, musimy aktywnie ćwiczyć i doskonalić naszą siłę fizyczną, aby zdobyć doświadczenie w wykonywaniu obowiązków” – powiedział pan Hoan.
Oprócz czyhających niebezpieczeństw, ratownicy tacy jak pan Hoan nie są zdeterminowani czasowo. Niezależnie od słońca czy deszczu, wczesnej czy późnej pory, nawet 30. dnia miesiąca Tet, gdy dojdzie do incydentu, i tak muszą stawić się na służbie.

Pan Hoan powiedział, że ze względu na charakter swojej pracy często miał do czynienia ze zwłokami, przez co często spotykał się z niezręcznymi sytuacjami. Najlepiej pamiętał pierwsze dni pracy przy zwłokach. Miał wtedy 27 lat i dziewczynę, ale nigdy nie odważył się zwierzyć ze swojej codziennej pracy. Dopiero po ślubie odważył się zabrać głos.
„Kiedy się pobraliśmy, moja żona była zaskoczona, gdy powiedziałem jej, że będę w nocy zabierał ciała, i bała się zasnąć. Bywały nawet dni, kiedy wracała do domu i współczuła mi, ale nie śmiała trzymać mnie za rękę. Moja żona długo przyzwyczajała się do wychodzenia nocą i wracania do domu, a także do pracy męża” – zwierzył się starszy porucznik Hoan.

Przez wiele lat pracy w zawodzie pan Hoan był świadkiem wielu tragedii i rozstań.
„Za każdym razem, gdy widzę cierpiących krewnych ofiar, z niecierpliwością oczekujących na wieści o ofiarach, muszę się jeszcze bardziej starać, by szybko odnaleźć ciała, pomóc im ukoić ból i spełnić moje ostatnie życzenie wobec zmarłych. Moi koledzy i ja często żartujemy, że pewnego dnia będziemy „bezrobotni”, tylko wtedy nie będzie już bólu i straty” – powiedział Hoan.
Dantri.com.vn
Source: https://dantri.com.vn/xa-hoi/nguoi-nhai-gan-100-lan-cuop-com-ha-ba-giau-nghe-voi-nguoi-yeu-20241004094505486.htm






Komentarz (0)