Vietnam.vn - Nền tảng quảng bá Việt Nam

Dwie godziny w obliczu „pożaru” w małym budynku mieszkalnym

VnExpressVnExpress13/09/2023

[reklama_1]

Dym i ogień wdarły się na piętra, mieszkańcy musieli uciekać na dach, niektórzy ludzie z małymi dziećmi wyskoczyli na dach sąsiada, w nocy głośno jeździły karetki.

Około godziny 23:00 12 września pan Ngo Pho Dien, lat 67, pełnił dyżur jako ochroniarz w małym budynku mieszkalnym przy ulicy Khuong Ha 29/70 w dzielnicy Thanh Xuan, kiedy zauważył pożar w gniazdku elektrycznym na pierwszym piętrze. Pożar był niewielki, więc chwycił małą gaśnicę i spryskał nim ogień. „Ale im więcej spryskiwał, tym większy stawał się ogień, więc szybko krzyknąłem, żeby zaalarmować mieszkańców” – powiedział.

W tym czasie w dziesięciopiętrowym budynku mieszkalnym o powierzchni około 200 metrów kwadratowych, podzielonym na 45 mieszkań na wynajem i odsprzedaż, prawie wszystkie światła były zgaszone. Większość mieszkańców spała. Słysząc niewielką eksplozję i alarm przeciwpożarowy, kilku młodych mężczyzn z pięter zbiegło na dół, aby ugasić pożar.

Jednak seria motocykli na pierwszym piętrze stanęła w płomieniach, co spowodowało głośny wybuch. Dym i ogień szybko ogarnęły parter. Gorące powietrze i słup szarego dymu unosiły się po schodach obok windy. Grupa młodych mężczyzn dusiła się, porzucając pomysł gaszenia pożaru i biegnąc z powrotem na górę, aby znaleźć wyjście.

Budynek apartamentowy ma 9 pięter i poddasze. Piętra od 2. do 9. to apartamenty, każdy z domów ma powierzchnię 35–56 metrów kwadratowych. Lewa strona budynku przylega do alejki, tylna połowa do domów mieszkalnych, druga połowa do alejki. Zdjęcie: Giang Huy

Budynek apartamentowy ma 9 pięter i poddasze. Piętra od 2. do 9. to apartamenty, każdy z domów ma powierzchnię 35–56 metrów kwadratowych. Lewa strona budynku przylega do alejki, tylna połowa do domów mieszkalnych, druga połowa do alejki. Zdjęcie: Giang Huy

Mieszkańcy wyższych pięter otwierali drzwi i wybiegali na zewnątrz, ale klatka schodowa była zatłoczona. Wielu pobiegło na dach, żeby zadzwonić do krewnych, a nawet prosiło o pomoc w mediach społecznościowych. Inni skakali z wyższych pięter na dachy sąsiadów.

Wśród nich jest pan Duong Quyet Thang i jego żona Tran Thi Thanh Huong. Jego pięcioosobowa rodzina, w tym małżeństwo i trójka dzieci, mieszka na trzecim piętrze 50-metrowego mieszkania. Mieszkanie zostało przeniesione 8 lat temu i jest miejscem, w którym młoda rodzina może się osiedlić po wielu latach wynajmowania mieszkania w Hanoi .

Rodzina pana Thanga szykowała się do snu, gdy usłyszała alarm przeciwpożarowy. Budząc żonę i dzieci, pozwolił swojej córce, 9-letniej Duong Thuy Linh, zaprowadzić jego młodszego brata, 8-letniego Duong Khanh Thiena, na dach, mając nadzieję, że dwójka dzieci ucieknie przed dymem i poczeka na przybycie policji. On i jego żona zostali, aby znaleźć koce i mokre ubrania, którymi zakryliby szczeliny, zapobiegając przedostawaniu się dymu do mieszkania.

Dym i ogień gęstniały coraz bardziej, winda przestała działać, a schody były niedostępne. Wszystkie wyjścia zostały zablokowane przez „boga ognia”. Trzech członków rodziny pana Thanga pobiegło na tylną loggię, aby znaleźć wyjście z klatki z tygrysem. Prawie rok temu, po wielu pożarach domów, otworzył on stamtąd drogę ucieczki.

Pan Duong Quyet Thang złamał lewe ramię, skacząc z trzeciego piętra płonącego budynku mieszkalnego wraz ze swoim dzieckiem na dach sąsiedniego domu w nocy 12 września. Zdjęcie: Hong Chieu

Pan Duong Quyet Thang złamał lewe ramię, skacząc z trzeciego piętra płonącego budynku mieszkalnego wraz ze swoim dzieckiem na dach sąsiedniego domu w nocy 12 września. Zdjęcie: Hong Chieu

Rzucając mokry koc na blaszany dach sąsiedniego domu, pan Thang mocno przytulił swoją 27-miesięczną córkę i wyskoczył z trzeciego piętra. Uderzenie przyprawiło go o zawroty głowy, poczuł ostry ból w lewym ramieniu i zdał sobie sprawę, że jest złamane. Jego żona również zeskoczyła. Blaszany dach już się uginał, a pod ciężarem przedmiotu pękł. Cała trójka spadła na dół, znosząc ból, wyczołgała się pośród krzyków, odgłosów biegnących kroków i syren alarmowych. Prawie dziesięć minut później przybyła ekipa ratunkowa, aby ich uratować i zabrać trójkę do szpitala.

Na 6. piętrze rodzina Trunga z premedytacją wyważyła balustradę i uciekła na dach domu sąsiada na 5. piętrze, korzystając z drabiny, której zazwyczaj używa się do palenia kadzideł. Na 7. piętrze rodzina 9-letniego Huy Minha zasłaniała usta i nos mokrymi ręcznikami, czekając na ratunek. „Mój ojciec wzywał pomocy z pokoju 702, a mama kazała mi iść za nimi, jeśli strażacy za oknem będą mnie znosić, i żebym się nie bał” – powiedział chłopiec, będąc pod opieką w Centrum Pediatrycznym, podczas gdy jego rodzice leżeli przytomni w Centrum A9 w szpitalu Bach Mai.

Około 10 minut po wybuchu pożaru na miejsce zdarzenia przybyły pierwsze wozy strażackie. W tym czasie ogień rozprzestrzenił się na wyższe piętra, wydostając się przez okna i otwory wentylacyjne, a następnie przez loggię, a cały obszar pokrył czarny dym. Na miejsce zdarzenia wysłano co najmniej 20 wozów strażackich.

Ponieważ budynek mieszkalny znajdował się głęboko w zaułku, wjazd znajdował się zaledwie około 3 metrów od niego, co zmusiło wóz strażacki do zatrzymania się około 400 metrów dalej. Żołnierze wyciągnęli prawie dziesięć grubych rur ze zbiornika z wodą, niektóre podłączone bezpośrednio do pompy, która zasysała wodę z małego stawu obok budynku mieszkalnego. Ponad stu żołnierzy połączyło siły, aby ugasić pożar ze wszystkich stron.

Pan Huy, jego żona i dzieci uniknęli śmierci, schodząc z trzeciego piętra na linie. Zdjęcie: Pham Chieu

Pan Huy, jego żona i dzieci uniknęli śmierci, schodząc z trzeciego piętra na linie. Zdjęcie: Pham Chieu

Przed budynkiem mieszkalnym strażacy wspięli się po drabinach i przebili kraty, aby dostać się do środka. Z tyłu, armatki wodne nieustannie rozpylały wodę, aby ugasić pożar i go schłodzić. Cały teren został odcięty od prądu, a policja musiała używać latarek, aby podejść do domu ze wszystkich stron i szukać ludzi.

Dziesiątki butli z tlenem były bez przerwy pompowane, jedna po drugiej, i wnoszone do środka. „Gdzie nosze?” – zapytał donośny głos, a dziesiątki noszy karetek z hukiem wjeżdżały i wyjeżdżały z słabo oświetlonej alejki. „Trzymaj się, synu” – mężczyzna niósł dziecko owinięte w cienki koc i pobiegł z całych sił do otwartej karetki zaparkowanej na końcu alejki.

Strażak powiedział, że w budynku było ciemno, schody były śliskie i pełne przeszkód, a dym był tak gęsty, że musieli używać aparatów oddechowych. Jedyne światło latarki nad głową nie wystarczyło, aby przebić się przez gęsty dym, zmuszając ekipę ratunkową do przeszukania każdego pomieszczenia w poszukiwaniu ludzi. Priorytetem było uratowanie ocalałych.

„Zaczęliśmy szukać żywych ludzi i ich ratować” – powiedział.

Mężczyzna trzymający dziecko owinięte w cienki kocyk wybiegł do noszy w karetce, nieustannie dodając mu otuchy, by pozostał silny, wczesnym rankiem 13 września. Zdjęcie: Pham Chieu

Mężczyzna trzymający dziecko owinięte w cienki kocyk podbiegł do noszy karetki, nieustannie dodając: „Daj radę, synku”, wczesnym rankiem 13 września. Zdjęcie: Pham Chieu

Pan Pham Quoc Viet z Zespołu Wsparcia Pierwszej Pomocy FAS Angel poinformował, że 13 września po godzinie 0:00 na miejsce zdarzenia przybyły dwie karetki pogotowia, aby bezpośrednio wesprzeć akcję ratunkową. Nie wiedząc, w których pomieszczeniach znajdują się ludzie, zespół wyważył drzwi każdego domu i wyprowadził ponad tuzin osób. Akcja ratunkowa była chwilami przerywana z powodu upału.

O godzinie 1:00 pożar był już praktycznie opanowany, ale w środku wciąż było dużo dymu, a na froncie wybuchł niewielki pożar. Rano padał ulewny deszcz, wielu żołnierzy było wyczerpanych i miało trudności z poruszaniem się po prawie czterech godzinach akcji ratunkowej. Ponad 10 policjantów zostało rannych, niektórzy musieli zostać przewiezieni na ostry dyżur. Martwe ofiary zostały przykryte kocami i wyniesione o godzinie 5:00.

Wieczorem 13 września agencja prowadząca wstępne dochodzenie ustaliła, że ​​w wyniku pożaru zginęło 56 osób (zidentyfikowano 39 ofiar), a 37 zostało rannych.

Krewni gorączkowo poszukują ofiar. Pan Thang, który wyskoczył z trzeciego piętra budynku mieszkalnego, trzyma lewą rękę w gipsie i wbiega na oddział pediatryczny szpitala Bach Mai wraz z 8-letnim synem i 27-miesięczną córką, a następnie wychodzi na korytarz, aby czekać na wieści o starszej córce. Siostry rozdzieliły się, gdy w panice uciekły na 8. i 9. piętro. Jego żona doznała urazów kręgosłupa szyjnego i kręgosłupa i jest leczona w szpitalu Saint Paul.

Rodzice i rodzeństwo Thang udają się do różnych szpitali, aby znaleźć informacje o swojej wnuczce. „Byliśmy w prawie dziesięciu szpitalach, ale wciąż jej nie znaleźliśmy” – powiedział pan Quynh, teść Thang, płacząc i nieustannie modląc się o jej przeżycie.

Pham Chieu - Hong Chieu



Link źródłowy

Komentarz (0)

No data
No data

W tym samym temacie

W tej samej kategorii

Odkryj jedyną wioskę w Wietnamie, która znajduje się w pierwszej pięćdziesiątce najpiękniejszych wiosek na świecie
Dlaczego czerwone lampiony z żółtymi gwiazdami cieszą się w tym roku popularnością?
Wietnam wygrywa konkurs muzyczny Intervision 2025
Korek na Mu Cang Chai do wieczora, turyści gromadzą się, by polować na dojrzały ryż w sezonie

Od tego samego autora

Dziedzictwo

Postać

Biznes

No videos available

Aktualności

System polityczny

Lokalny

Produkt