2 marca Jose Garcia i jego wujek wieźli 75 kóz na swoją farmę w Kalifornii, gdy przez Utah przeszła potężna śnieżyca, powodując utrudnienia w ruchu.
Mijały godziny, a ruch na drodze nie wykazywał oznak spowolnienia. Silny wiatr i wirujący śnieg przestraszyły 40-letniego Garcię. Jego kozy musiały być dojone co 12 godzin, w przeciwnym razie ich wymiona puchłyby i mogły ulec zakażeniu.
„Minęło 12 godzin, a my nadal tkwiliśmy na drodze” – powiedział Garcia 13 marca dziennikowi „Washington Post”.
Garcia mógł kontynuować podróż dopiero po ponad pięciu godzinach spędzonych w korkach. Spojrzał na mapę i znalazł sklep z produktami rolnymi oddalony o około godzinę jazdy.
Gdy menedżerka Lisa Fernandez miała zamknąć lokal, Garcia wpadł do środka, wyglądając na zaniepokojonego. „Doiłeś kiedyś kozę?” – zapytał Garcia, wyjaśniając sytuację.
Fernandez nigdy wcześniej nie doiła kozy, ale zgodziła się pomóc Garcii po tym, jak pokazano jej zadanie. Garcia zapytała wtedy, czy zna kogoś, kto mógłby pomóc, ponieważ ciężarówka przewoziła 50 kóz do wydojenia i 25 odstawionych od matki koźląt. „Powiedział, że każda pomoc będzie pomocna” – powiedziała Fernandez.
Ona i inny menedżer zamieścili ogłoszenie w lokalnej grupie na Facebooku, w którym szukali pomocy.
„Szukamy kogoś, kto mógłby pomóc tym rolnikom przez 1-1,5 godziny, żeby pomóc tym kozom przetrwać noc. Czy ktoś chce pomóc?” – czytamy w poście.
W ciągu 30 minut około 40 osób przeszło przez zimną noc, z których większość nigdy wcześniej nie doiła kozy. Niektórzy przynieśli butelki, żeby świeże kozie mleko zabrać do domu. Fernandez wziął ze sklepu kilka wiader i dużych kubków, żeby trzymać w nich mleko.
Na parkingu sklepu Garcia pokazał Fernandezowi i grupie nieznajomych, jak doić kozę, aby dawała równomierny strumień mleka.
„Kozy wydają się o wiele bardziej komfortowe w dojeniu. Uwielbiam pracę ze zwierzętami. Wszystkie te kozy są takie urocze” – powiedział jeden z wolontariuszy.
Garcię zaskoczyło, że tak wiele osób przyszło w chłodny weekendowy wieczór, aby wydoić kozę dla nieznajomego.
„Parking był pełen ciepłych serc. Bez nich mógłbym zniknąć na wiele godzin. Nawet szeryf przyszedł zobaczyć, co się dzieje, zastanawiając się, dlaczego nie został zaproszony na to dojenie krów” – powiedział Garcia.
Do godziny 23:15 wszystkie 50 kóz zostało wydojonych. Garcia i jego kozy wsiedli do furgonetki i kontynuowali podróż powrotną do Kalifornii. Teraz uważa wolontariuszy za swoich przyjaciół, mówiąc, że są mile widziani na farmie w każdej chwili.
Fernandez mogła przyjąć zaproszenie. Mieszka około 90 minut jazdy samochodem od Garcii. „Dzięki niemu mogę skreślić dojenie kóz z listy marzeń” – powiedziała Fernandez.
Siedziba główna (według VnExpress)Źródło






Komentarz (0)