Vietnam.vn - Nền tảng quảng bá Việt Nam

Rozpoczęcie działalności związanej z uprawą dzikich warzyw poprzez wolontariat

Việt NamViệt Nam29/04/2024

nguyen-phuoc-tay-1.jpg
Pan Nguyen Phuoc Tay opiekuje się dzikim ogrodem warzywnym, w który zainwestował i który prowadzi.

Historia bycia „synową stu rodzin”

Mieszkańcy Loc Thuong (gmina Que Hiep, Que Son) wciąż żałują dyplomu uniwersyteckiego, który Nguyen Phuoc Tay trzymał w szafie. W ich oczach historia młodego mężczyzny, który postanowił schować dyplom do szafy, a następnie spakować się i wyjechać w góry uprawiać warzywa, jest… „niewłaściwa”.

„Dlaczego ukończyłeś studia na kierunku Informatyka (Uniwersytet Nauk w Hue), ale zamiast kontynuować tę „gorącą” karierę, wybrałeś biznes związany z dzikimi warzywami?” - zapytałem Nguyen Phuoc Tay.

„Właściwie to nic dziwnego. Jak inni młodzi ludzie, po ukończeniu studiów próbowałem swoich sił w branży informatycznej, od firmy zajmującej się projektowaniem reklam po agencję nieruchomości… Ale zdałem sobie sprawę, że bardziej lubię podróżować. Pracowałem w biurze i przy komputerze w Da Nang , a potem pojechałem do Nha Trang (Khanh Hoa), żeby zostać youtuberem. Ale wszędzie wydawało mi się to… nieodpowiednie. Może dlatego chciałem „odwiązać” swoje życie i obrać inny kierunek” – zwierzył się pan Tay.

Jeśli mówimy „ludzie wybierają karierę” lub „kariera wybiera ludzi”, to Nguyen Phuoc Tay należy do tego drugiego przypadku. Jego droga do biznesu dzikich warzyw jest bardzo dziwna, niczym los.
Cofając się w czasie o około 3 lata, Tay brała udział w wolontariacie z wieloma grupami młodzieży w Nam Tra My. „Wtedy po prostu myślałam o tym, żeby wędrować z ludźmi i pomagać im w robieniu pożytecznych rzeczy dla dzieci i rodaków” – powiedziała Tay.
Trudno zliczyć liczbę dzieci w górzystych rejonach dystryktu Nam Tra My, którym nawiązał współpracę z filantropami, aby im pomóc… Przewijając stronę Taya, można zobaczyć setki zdjęć z zajęć, w których brał udział.

nguyen-phuoc-tay-3.jpg
Zanim zajął się handlem dzikimi warzywami, pan Tay intensywnie angażował się w działalność charytatywną.

Sposoby, w jakie „sieje dobro”, są również bardzo różnorodne. Czegokolwiek brakuje dzieciom w górach, w miarę swoich możliwości, wzywa, łączy się z nimi, wspiera i pomaga. Chodzi o energooszczędne żarówki, zadaszenia na podwórkach szkolnych, narzędzia pracy, jedzenie, ubrania itp.
„Publikuję wszystko na mojej stronie osobistej, nie po to, by opowiadać historie, ale by ci, którzy wspierają mnie finansowo, w naturze, a nawet łączą mnie z innymi dobroczyńcami, mogli poznać rezultaty mojej pracy” – powiedział pan Tay. Dla niego pomaganie ludziom nie jest tak proste, jak się wydaje, ale kojarzy się z historią „służenia setce rodzin”. Czasami sprawy nie są tak proste, jak po prostu otwarcie serca na życie. Wszystkie kroki, od próśb o pieniądze po rozdawanie darów… muszą być wykonywane transparentnie i publicznie, w przeciwnym razie łatwo o krytykę.

Pewnego razu wiózł motocyklem około 60 kg darów charytatywnych do wioski. Podczas jazdy po glinianej drodze stary motocykl utknął w błocie i padł.

„Było południe, cała droga była pusta. Musiałem czekać do 15:00, zanim przeszedł obok mnie przedstawiciel mniejszości etnicznej i pomógł mi wciągnąć wóz. Wóz nie mógł jechać dalej, więc musiałem wnieść towar na górę. Dotarłem tam o 19:00” – wspominał pan Tay.

Zapytany, dlaczego wybrał górskie dzieci jako cel „wsparcia” w swojej „dobroczynnej” podróży, pan Tay zwierzył się: „Lubię górskie dzieci, ponieważ są bardzo niewinne i naiwne. Co więcej, z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej brakuje im wielu rzeczy, więc każda pomoc i dzielenie się jest bardzo cenne. Ubrania czy obiady, choć niewiele warte, dają dzieciom odrobinę radości w drodze do szkoły, pielęgnując piękne marzenia na przyszłość. Widok, jak trzymają się razem, obdarowując się prezentami, również mnie cieszy”.

Dzikie warzywa na ulicy

Powód „losu” Nguyen Phuoc Tay z dzikimi warzywami jest również dość dziwny. Wszystko zaczęło się od wyprawy charytatywnej, kiedy to, prawie kończąc rozdawanie prezentów grupie dzieci, Tay zobaczył dziecko noszące warzywa po wiosce na sprzedaż.

nguyen-phuoc-tay-2.jpg
Pracę wolontariacką i biznes związany z uprawą dzikich warzyw, których doświadczył pan Tay, można uznać za idealne połączenie.

„Nie wiem, dlaczego tak mnie to urzekło. W kolejnych dniach w mojej głowie wciąż pojawiał się pomysł: dlaczego nie spróbować zebrać tego warzywa i przywieźć je do miasta na sprzedaż?”. I wtedy postanowił wcielić ten pomysł w życie.

Pierwszą rzeczą do zrobienia jest „zbudowanie” produktu. Nguyen Phuoc Tay odwiedził wszystkie restauracje, sklepy i targowiska w mieście Da Nang, wędrując po okolicy i poznając rynek dzikich warzyw.

Niespodziewanie, ten „parking” przyniósł bardzo pomyślny początek. Bukiet dzikich warzyw, które przyniósł na prezentację, spotkał się z entuzjastycznym „kiwnięciem głowy”. Nadal jednak myślał, że po prostu „bawi się”, przyjmuje rzeczy takimi, jakie są, i że „zabawa” nie ma szans na „przebicie się na dobre”.

„Niespodziewanie, to była tylko zabawa i faktycznie się opłaciło. Zapotrzebowanie na kilka kilogramów stopniowo wzrosło do dziesiątek kilogramów, setek kwintali… A teraz to za mało i jest zbyt wielu ludzi dzwoniących z zamówieniami” – powiedział podekscytowany pan Tay.

Widząc, że sytuacja kupna i sprzedaży z długoterminowym zyskiem wydaje się „niekorzystna”, Nguyen Phuoc Tay zmienił swoją „strategię” handlu dzikimi warzywami. Łącząc swoje wyjazdy wolontariackie, poruszył kwestię dzierżawy ziemi od mieszkańców górzystego regionu Nam Tra My pod uprawę warzyw.

Podobnie jak w przypadku innych firm, na początku swojej kariery pan Tay często był „bombardowany” przez klientów (co oznaczało, że nie przyjmowali warzyw – PV). W takich chwilach cieszył się miłością filantropów. Każda osoba, nawet po trochu, łączyła ręce, aby „uratować” dzikie warzywa Taya.

Na początku musiał sam zbierać warzywa i transportować je na ulicę, aby je sprzedać. Teraz ta praca „działa” jak „zamknięta linia produkcyjna”. Kiedy warzywa są gotowe do zbioru, ktoś je kroi. Kiedy warzywa są krojone, ktoś je transportuje na ulicę. Kiedy warzywa trafiają na ulicę, ktoś je rozwozi do restauracji, sklepów, na targowiska itp.

Liczba ogrodów w gminie Tra Tap osiągnęła 2 hektary. Nguyen Phuoc Tay planuje otworzyć kolejne 1,5 hektara z ogrodów górskich, których mieszkańcy nie uprawiają.

Większość potraw ma wiejskie pochodzenie górskie i jest mile widziana i preferowana przez mieszkańców miast. Dlatego oprócz sprzedaży dzikich warzyw, sprzedaje również produkty towarzyszące pochodzące z gór, takie jak dziki miód, dzikie banany, dzikie pędy bambusa itp. „Ktoś powiedział, że zrozumiałem społeczny trend korzystania z czystych produktów. Decyzja o inwestowaniu w dzikie warzywa i ich sprzedaży to „zaspokojenie potrzeb” mieszkańców miast” – powiedział pan Tay.

Historia startupu, która zaczęła się od podróży, stopniowo przynosiła wspaniałe rezultaty. Wolontariat dla Taya to nie tylko początek relacji z górami i lasami. W koszach z warzywami na ulicy kryją się historie dzielenia się. Tay powiedział, że w zajęciach, które regularnie organizuje dla dzieci, czerpie zyski ze sprzedaży dzikich warzyw.


Źródło

Komentarz (0)

No data
No data

W tym samym temacie

W tej samej kategorii

Urzekające piękno Sa Pa w sezonie „polowania na chmury”
Każda rzeka – podróż
Ho Chi Minh City przyciąga inwestycje od przedsiębiorstw z bezpośrednimi inwestycjami zagranicznymi (FDI) w nowe możliwości
Historyczne powodzie w Hoi An widziane z samolotu wojskowego Ministerstwa Obrony Narodowej

Od tego samego autora

Dziedzictwo

Postać

Biznes

Pagoda na Jednej Kolumnie Hoa Lu

Aktualne wydarzenia

System polityczny

Lokalny

Produkt