![]() |
PSG odniosło druzgocące zwycięstwo nad Leverkusen 7-2. |
Nowy format Ligi Mistrzów 2025/26 od dawna zapowiadał się jako bardziej sprawiedliwy i emocjonujący. Jednak to, co wydarzyło się od początku sezonu, przyniosło jedynie znaczną poprawę pod względem liczby bramek i widowiska. Niespodzianki zdarzają się rzadko.
Łącznie 22 i 23 października padło 71 bramek, ustanawiając nowy rekord turnieju. Większość meczów była ucztą dla oczu, przewyższającą zacięte defensywne rundy z przeszłości.
Jednak patrząc na ranking zaktualizowany na dzień 23 października, wszystko wydaje się „wrócić do normy”: europejscy giganci nadal dominują, a niespodzianki stanowią jedynie chwilowy dodatek.
Eksplozja goli
Nowy format turnieju ponownie wyzwolił instynkt ofensywny – każdy klub rozegrał zaledwie osiem meczów (cztery u siebie i cztery na wyjeździe), zanim został sklasyfikowany. Ponieważ różnica bramek była głównym czynnikiem decydującym o klasyfikacji generalnej (po zdobyciu punktów), mecze stały się bardziej otwarte, co przełożyło się na serię goli w trzeciej rundzie.
22 października PSG rozgromił Leverkusen 7:2, Barcelona rozgromiła Olympiakos 6:1, a PSV Eindhoven rozgromił Napoli 6:2. 23 października Chelsea rozgromiła Ajax 5:1, Liverpool rozgromił Frankfurt 5:1, a Bayern Monachium z łatwością pokonał Club Brugge 4:0. Te liczby nie tylko przyciągają uwagę publiczności, ale także dowodzą, że gdy presja ostrożności znika, trenerzy są skłonni podejmować większe ryzyko w ataku.
Łączna liczba bramek zdobytych w tej rundzie sięgnęła 71, najwięcej od wprowadzenia nowego formatu w zeszłym sezonie. To sprawia, że Liga Mistrzów jest bardziej „oddychająca” dla widzów, ale jednocześnie rodzi pytanie: czy ta eksplozja jest trwała, czy to tylko iluzja wynikająca z początkowo komfortowego terminarza?
Silni potwierdzają swoją pozycję.
Przytłaczające zwycięstwa PSG, Barcelony, Arsenalu, Manchesteru City, Liverpoolu, Chelsea i Bayernu nie tylko przyniosły im 3 punkty, ale także umocniły ich pozycję w górnej połowie tabeli. Z kolei drużyny takie jak Ajax, Kairat czy Kopenhaga raczej nie potrafią sprawić niespodzianki. Nawet drużyny, które miały być czarnymi końmi, takie jak Leverkusen, Napoli i Benfica, borykają się z problemami i grozi im wczesny odpadnięcie z rozgrywek.
![]() |
Nikt nie może zatrzymać Bayernu. |
To dowodzi, że nowy format nie wystarczy, by obalić stary porządek. Po trzeciej rundzie meczów klasyfikacja generalna (oparta na punktach, różnicy bramek i innych kryteriach) pokazuje wyraźny podział.
W czołowej ósemce (która awansuje bezpośrednio do fazy pucharowej) nadal grają kluby o bogatych tradycjach i dużych budżetach, takie jak Bayern Monachium, PSG, Real Madryt, Inter Mediolan, Arsenal (wszystkie po 9 punktów) czy Dortmund, Manchester City (wszystkie po 7 punktów).
Patrząc na tę sytuację, łatwo zauważyć, że „silni gracze”, tacy jak PSG (obecny mistrz), Inter (obecny wicemistrz), Bayern, Arsenal, Real Madryt czy Manchester City, a nawet Liverpool, wciąż prowadzą w wyścigu. Niespodzianki, takie jak Newcastle (8. miejsce z 6 punktami po pokonaniu Benfiki) czy Galatasaray (14. miejsce po zwycięstwie nad Bodø/Glimt), to tylko drobne iskierki, niewystarczające, by zagrozić pozycji lidera.
Nowy format Ligi Mistrzów z pewnością przyniósł eksplozję bramek i dramaturgię, czyniąc turniej bardziej przystępnym dla kibiców. Jednak wszystko pozostało bez zmian: najlepsi nadal dominują w rankingu, a prawdziwa walka rozpoczyna się dopiero w fazie pucharowej.
Czy w kolejnych rundach będą jakieś niespodzianki? Zobaczymy, ale jedno jest pewne: potęga europejskiego futbolu wciąż jest w rękach gigantów.
Źródło: https://znews.vn/champions-league-van-thuoc-ve-ke-manh-post1596155.html
Komentarz (0)