Samochód skręcił na płaską asfaltową drogę, po obu stronach której rósł gęsty, zielony las. Im głębiej jechaliśmy, tym gęstszy stawał się las, dziwnie cichy. Ludzie w samochodzie milczeli. Być może nie było potrzeby nic mówić – bo serce każdego z nich po cichu wołało nazwę krainy, przez którą przeszli w najbardziej burzliwych latach swojego życia: Sa Lon.
24 kwietnia 2025 roku, w radosnej atmosferze całego kraju, świętującego 50. rocznicę Wyzwolenia Południa i Zjednoczenia Narodowego, ci, którzy byli kadrami i żołnierzami Biura Komitetu Partii Prowincjonalnej w Binh Thuan podczas wojny oporu przeciwko imperializmowi, przeżyli wzruszający powrót. Powrót do Sa Lon – miejsca, które niegdyś było siedzibą Komitetu Partii Prowincjonalnej, gdzie w głębokich lasach i górach pielęgnowano lata trudów, krwi, kości i braterstwa. Powrót to nie tylko podróż geograficzna, ale także podróż serca – powrót do miejsca, które powierzyło całą swoją młodość, krew, łzy i wiarę w niepodległość i wolność.
„Pięćdziesiąt lat później wróciłem, żeby odwiedzić…”
Uroczystość rozpoczęła się od uroczystego i wzruszającego powitania pana Nguyen Viet Hunga – szefa Komitetu Łącznikowego Biura Prowincjonalnego Komitetu Partii w czasie wojny oporu przeciwko imperializmowi. Atmosferę uroczystości przybliżyły wzruszające wersy poezji napisane przez towarzysza, który wzruszył się po powrocie do Sa Lon:
„Pięćdziesiąt lat później wróciłem, żeby odwiedzić
Lasy na terenach objętych działaniami wojennymi są nadal zielone i nieskończone.
Dziewięcioodnogonowy nurt pozostaje wierny przez lata
Woda w rzece Salón wciąż przypływa i odpływa.
Trudno wyrazić słowami uczucia dzieci o siwych włosach, drżących rękach, ale wciąż błyszczących oczach, gdy stawiały stopę w dawnym miejscu. Wśród siwych włosów, twarzy naznaczonych czasem, wyróżnia się pani Nguyen Thi Lua – była działaczka Prowincjonalnego Związku Kobiet, obecnie 85-letnia, z kraciastą chustą przerzuconą przez ramię, a jej krótkie włosy srebrzyste jak szron. Ma silną sylwetkę, plecy lekko przygarbione z powodu wieku, kroczy powoli, ale jej oczy wciąż są jasne, a głos ciepły i stanowczy. „Bałam się, że nie będę miała szansy wrócić” – powiedziała, delikatnie ściskając kraciastą chustę. W tym czasie pani Lua kierowała pracą Związku Kobiet w rejonie bazy, codziennie przemierzając lasy i strumienie, aby mobilizować ludzi do poparcia rewolucji, organizując ukrywanie działaczek, transportując ryż, sól i lekarstwa dla Prowincjonalnego Komitetu Partii. Brała również bezpośredni udział w kopaniu tajnych tuneli, pełniąc funkcję łącznika i dostarczając wiadomości między rewolucyjnymi bazami w głębokim lesie. Praca była żmudna i niebezpieczna, ale nigdy się nie zachwiała. „Ponieważ wierzę, że rewolucja zwycięży, wierzę, że kraj pewnego dnia zazna pokoju ” – powiedziała cicho pani Lua, a jej oczy błyszczały wiarą, która przetrwała ponad pół wieku. Spojrzała w górę na las przed sobą, gdzie kiedyś znajdował się stary obóz agencji: „Pamiętam każde drzewo, każde zbocze. Las wciąż jest zielony, ale tak wielu ludzi z przeszłości odeszło…”. Pomarszczona, opalona twarz pani Lui błysnęła uśmiechem. Uśmiech ten nie był na chwilę obecną, ale na czas młodości, który nie szczędził krwi i kości, na tych, którzy odeszli, i na nią samą – tę, która wciąż miała siłę, by wrócić i opowiedzieć historię.
Wśród osób powracających do bazy Sa Lon, pan Nguyen Van Hien – były strażnik – wciąż zachowuje swoje wyraziste rysy pod zniszczonymi przez pogodę włosami. W tym roku ma 72 lata i dołączył do rewolucji w 1968 roku, pochodząc z bazy masowej w rejonie bazy. Stopniowo dojrzewając w ruchu, został przydzielony do roli strażnika, który bezpośrednio chronił sekretarza prowincji podczas brutalnych lat bombardowań i kul. Pan Hien nie tylko pełnił ważną funkcję strażnika, ale także angażował się w prace logistyczne: każdego dnia troszczył się o każdą garść ryżu, każdy dzban wody, budował namioty, dostarczał ryż i sól do agencji przywódczej stacjonującej w sercu gęstego lasu.
Podczas historycznej kampanii Ho Chi Minha został zmobilizowany do udziału w otwieraniu szlaku kampanijnego, kopaniu ziemi, budowaniu mostów, rozminowywaniu, transportowaniu żywności, podróżowaniu dniem i nocą, mając nadzieję na dzień całkowitego zwycięstwa. „Były noce, kiedy wstrzymywałem oddech, nasłuchując choćby najcichszego dźwięku. Każda droga, każde drzewo, które mijałem, nosiły ślady moich braci” – wspominał. Mieszkając obecnie w Phan Rang, ilekroć ma okazję wspominać przeszłość, oczy pana Nguyena Van Hiena wciąż błyszczą cichą dumą. W zielonym lesie Sa Lon jego postać wciąż stoi prosto, niczym niezłomne lata pokolenia, które poświęciło całe swoje życie niepodległości i wolności Ojczyzny.
Dzień powrotu, nie tylko do oglądania się za siebie
Stara baza w Sa Lon – niegdyś miejsce, w którym przez długi czas, w trudnych latach oporu, mieściło się biuro Prowincjonalnego Komitetu Partii Binh Thuan – została odrestaurowana i upiększona, stając się symbolem historycznej wdzięczności. Każdy metr tej ziemi przesiąknięty jest krwią, potem i kośćmi wielu kadr i żołnierzy. Wielu ludzi siedzących tu dziś nosiło ryż, radioodbiorniki, kopało tunele i zbierało sól na terytorium wroga. Wielu ludzi osobiście chroniło biuro i przywódców Prowincjonalnego Komitetu Partii – ryzykując własnym życiem.
Spotkanie było nie tylko spotkaniem, ale i hołdem. Ponad 80 towarzyszy poświęciło życie w walce z ruchem oporu. Od zjednoczenia kraju ponad 55 osób zmarło w ciszy. Wielu, jak Luong Minh Chau, Mai Hoang Dai… przyczyniło się do odnalezienia tej właśnie bazy w Sa Lon, ale nie zdążyło wrócić. Chwila ciszy w świętym lesie uciszyła całe spotkanie. Szum strumienia i szum wiatru w lesie nagle zmienił się w okrzyki zmarłych – wykrzykiwanie imion towarzyszy, przywołujące wspomnienia z czasów młodości, gdy nie cofali się przed bombami i kulami.
Dzień powrotu to nie tylko okazja do spojrzenia wstecz. To także okazja, by być świadkiem przemiany ojczyzny. Z ziemi, która niegdyś była najdalej na południe wysuniętą strefą wojny, Binh Thuan stał się dziś południowym biegunem wzrostu, z turystyką morską, nowoczesną gospodarką i rozwiniętą infrastrukturą. Spotkanie nabrało uroczystej atmosfery, gdy towarzysz Dang Hong Sy – stały zastępca sekretarza Prowincjonalnego Komitetu Partii – w imieniu przywódców prowincji wygłosił przemówienie wdzięczności. Podkreślił, że to właśnie ta ofiara i poświęcenie w znacznym stopniu przyczyniły się do zwycięstwa w wojnie oporu, przyczyniając się do wyzwolenia ojczyzny pół wieku temu. I dziś wielu z nich – choć na emeryturze – nadal wnosi swój wysiłek i inteligencję w rozwój ojczyzny. To duma nie tylko wujków i ciotek oraz ich rodzin, ale także honor Komitetu Partii i mieszkańców prowincji.
Towarzysz Dang Hong Sy podzielił się również zachęcającymi zmianami w prowincji Binh Thuan po 50 latach wyzwolenia: stabilny wzrost gospodarczy, PKB w 2024 roku wzrósł o 7,25%, dochody budżetowe przekroczyły szacunki; wskaźnik reform administracyjnych, zadowolenie społeczeństwa, oba te czynniki wzrosły dramatycznie. Te osiągnięcia – powiedział – noszą w sobie cień i zasługę poprzednich pokoleń. Podsumowując, wyraził wiarę w kontynuację tradycji: „Mam nadzieję, że byli działacze i żołnierze Biura Prowincjonalnego Komitetu Partii będą nadal promować tradycję, dawać dobry przykład, wspierać swoje dzieci i społeczność oraz wspólnie budować coraz bardziej zamożną ojczyznę”. Oklaski zabrzmiały nie tylko jako komplement dla przemówienia, ale także jako ciche podziękowanie, duma, echo historii przekazanej do dziś.
Spotkanie zakończyło się mocnymi uściskami dłoni, łzami w oczach i uściskami, które nie chciały się puścić. Autobus odjechał od Sa Lon, zostawiając za sobą zielony las i szepty przeszłości. Ale w sercach wszystkich wydawało się, że czas się tam zatrzymał – gdzie Sa Lon było nie tylko nazwą miejsca, ale także częścią duszy żołnierza, niezapomnianym wspomnieniem czasów rewolucji.
Sa Lon – to nie tylko nazwa miejsca. Sa Lon to miejsce, gdzie czas się zatrzymuje. Gdzie wspomnienia ożywają z każdym oddechem, każdą gałęzią drzewa, każdym dźwiękiem strumienia. Miejsce, które każdy, kto kiedykolwiek tamtędy przejeżdżał, na zawsze będzie nosił w sercu.
Source: https://baobinhthuan.com.vn/tro-ve-sa-lon-noi-thoi-gian-dung-lai-trong-ky-uc-129767.html






Komentarz (0)