Jest jednak jedna zmiana, która nie przyciągnęła większej uwagi poza światem technologii, a która zdaniem wielu obserwatorów nie miała miejsca w internecie od czasu, gdy Google stało się największą wyszukiwarką na świecie na początku XXI wieku: firma planuje zmienić sposób prezentowania wyników wyszukiwania w wyszukiwarce Google, wykorzystując w tym celu sztuczną inteligencję (AI).
Może się wydawać, że to niewielka zmiana, jednak obserwatorzy twierdzą, że nie będzie przesadą stwierdzenie, że jest to bomba atomowa w branży wiadomości internetowych, która od dłuższego czasu walczy o konkurencyjność i przetrwanie.
Mała zmiana, duży wpływ
Na konferencji Google zaprezentowało, jak planuje wykorzystać generatywną sztuczną inteligencję w wynikach wyszukiwania – funkcję, która nie została jeszcze udostępniona szerszej publiczności. Google użyło zapytania: „Który park narodowy jest lepszy dla rodziny z dziećmi poniżej 3 lat i zwierzętami – Bryce Canyon czy Arches?”.
Logo GPT-4 firmy OpenAI. Zdjęcie: OpenAI/VNA
Wcześniej wyszukiwarka Google nie udzielała wyczerpującej odpowiedzi na to zapytanie. Jednak dzięki integracji syntezy sztucznej inteligencji, wyszukiwarka Google będzie teraz udzielać odpowiedzi w stylu konwersacyjnym, uwzględniając konkretne czynniki podane przez użytkownika – w tym przypadku wiek dzieci i zwierząt domowych.
Jak to robi sztuczna inteligencja Google? Zasadniczo każda generatywna sztuczna inteligencja jest trenowana poprzez „uczenie się” wszystkich informacji dostępnych w otwartym internecie, a następnie wykorzystywanie ich do konstruowania odpowiedzi na pytania użytkowników.
Google zaznacza, że po otrzymaniu wyników zapytania, jeśli użytkownicy będą chcieli dowiedzieć się więcej, mogą skorzystać z linków wyświetlanych tuż obok odpowiedzi wygenerowanych przez sztuczną inteligencję.
Dlaczego miałoby to być niekorzystne dla publikacji online? Ponieważ Google w istocie tworzy odpowiedzi na złożone pytania, wykorzystując całą treść dostępną w internecie. Użytkownicy wyszukiwarki Google nie będą już musieli odwiedzać każdej strony zawierającej informacje istotne dla ich pytania, ale wydawcy wiadomości online potrzebują użytkowników odwiedzających ich serwisy informacyjne, aby przełożyć te wyświetlenia na dochody z reklam i subskrypcje.
Dotyczy to zarówno dużych wydawnictw, takich jak New York Times i Forbes, jak i niezależnych autorów i dziennikarzy piszących na platformach takich jak Substack i Twitter.
Bomba zegarowa
Najważniejszym pytaniem jest, czy linki zawierające odpowiedzi sztucznej inteligencji kiedykolwiek zostaną odwiedzone przez użytkowników.
Google próbuje zasugerować, że tak się stanie, ponieważ gigant technologiczny stara się transparentnie informować o źródłach informacji. Eksperci twierdzą jednak, że jest to podobne do sugerowania użytkownikom Wikipedii odwiedzania źródeł na dole każdej strony. Osoby niezwykle zainteresowane danym tematem mogą klikać w te linki. Jednak zdecydowana większość użytkowników po prostu przeczyta treści opublikowane w Wikipedii, nie zwracając uwagi na źródło informacji.
W ten sposób odpowiedzi generowane przez sztuczną inteligencję wyszukiwarki Google zaczną „wysysać” treści dostarczane obecnie przez gazety, czasopisma i serwisy informacyjne.
Niektórzy mogliby nawet uznać to za formę plagiatu. Ale jakkolwiek to nazwać, skutkuje to mniejszym zainteresowaniem stron twórców treści. W rezultacie uwaga użytkowników skupia się na Google, które stara się dać im powody, by nigdy nie opuszczać ekosystemu jego produktów. Google może wtedy sprzedawać reklamy na podstawie wyświetleń, które w przeciwnym razie mogłyby zostać przekierowane na inne serwisy informacyjne.
Wyświetlenia i wizyty sprawiają, że komercyjne witryny internetowe są opłacalne dla twórców treści. Jednak wielu witrynom trudno będzie przetrwać tak głęboką zmianę, biorąc pod uwagę, że wyszukiwarka Google ma około 89% udziału w rynku wyszukiwarek w USA i około 94% udziału w rynku światowym.
Kiedy ta funkcja pojawi się w wyszukiwarce Google? Nie wiadomo. Google twierdzi, że wdroży ją za kilka tygodni i będzie to robić stopniowo. Jednak w obliczu silnej konkurencji, takiej jak ChatGPT, Google nie może pozwolić sobie na czekanie i obserwowanie, jak inne firmy technologiczne na tym korzystają. Wiele osób zastąpiło już wyszukiwarkę Google funkcją ChatGPT – i właśnie to niepokoi Google.
Przyszłość jest ewidentnie niepewna. Analitycy obawiają się jednak, że możliwości wyszukiwarki Google w tym zakresie mogą zniszczyć reklamę internetową, na której opiera się wiele gazet i czasopism. Mogłoby to również zmusić wiele osób do wprowadzenia płatnych treści, co jeszcze bardziej ograniczyłoby grono odbiorców, do których mogą dotrzeć.
Google lada moment zrzuci bombę, która zniszczy niezliczone strony internetowe. Świat internetu nie wie, kiedy to nastąpi. Kiedy to nastąpi, czynniki takie jak subskrypcje i ruch polecający z serwisów zewnętrznych (takich jak Facebook, Twitter itp.) będą praktycznie bez znaczenia dla wydawców wiadomości online.
Według gazety VNA/Tin Tuc
Link źródłowy
Komentarz (0)