
Chelsea (po lewej) i Liverpool nadal rozczarowują w tym sezonie - Zdjęcie: REUTERS
A 10. runda, która odbędzie się wieczorem 1 listopada, może okazać się kamieniem milowym, oznaczającym przełom w rozwoju silnych zespołów.
Sezon z wieloma „czarnymi końmi”?
Po 9 kolejkach Arsenal ma 22 punkty, wyprzedzając o 4 punkty drugą drużynę w tabeli... Bournemouth. Na 3. i 4. miejscu w rankingu znajdują się dwie zaskakujące drużyny: Tottenham i Sunderland (oba po 17 punktów). Dalej plasują się Manchester City, Manchester United (oba po 16 punktów), Liverpool, Aston Villa (po 15 punktów) i Chelsea (14 punktów). Poza Arsenalem, pozostałe 8 miejsc w pierwszej dziewiątce dzieli zaledwie punkt.
Co więcej, Newcastle z 12 punktami zajmuje 11. miejsce i nie można o nim zapomnieć. „Sroki” mają bardzo silną pozycję, a stabilna forma utrzymuje się już od trzech sezonów z rzędu. Powodem, dla którego nie udało im się przebić w tym sezonie, jest po prostu zbyt napięty terminarz na początku sezonu. W związku z tym, zmierzyli się kolejno z Aston Villą, Liverpoolem, Bournemouth, Arsenalem i Tottenhamem.
W przybliżeniu w Premier League o pierwsze miejsce walczy obecnie 10 drużyn. Oczywiście nikt nie wierzy w wytrzymałość Sunderlandu – drużyny, która właśnie awansowała. Bournemouth również będzie miało trudności z utrzymaniem 2. miejsca w najbliższej przyszłości.
Jednak doświadczenie Nottingham Forest z zeszłego sezonu jest obiecujące dla obu drużyn. Choć może nie uda im się utrzymać w pierwszej czwórce do końca sezonu, z pewnością mogą zakłócić wyścig.
Kiedy giganci wybuchną
Premier League jest zawsze nieprzewidywalna ze swoim zawrotnym tempem nieoczekiwanych wydarzeń. Cztery kolejki temu Liverpool pewnie plasował się na szczycie tabeli z idealnym bilansem po pięciu meczach. Teraz spadł na 7. miejsce, za Manchesterem United i z taką samą liczbą punktów jak Aston Villa – dwie drużyny, które na początku sezonu uważano za pogrążone w poważnym kryzysie.
Dla Manchesteru United powrót do formy jest zrozumiały, skoro „czerwone diabły” inwestowały nieprzerwanie przez wiele lat. I niezależnie od tego, jak słabym trenerem jest Ruben Amorim, wciąż ma w swoich rękach drużynę gwiazd światowej klasy. Ale Aston Villa to prawdziwy przykład ciekawej strony angielskiej piłki nożnej.
Podopieczni Unaia Emery'ego od trzech lat są w Anglii w rozsypce. W zeszłym sezonie ponieśli sromotną porażkę w walce o kwalifikację do Ligi Mistrzów, a następnie przeżyli spokojne lato. Aston Villa była w stanie chaosu w pierwszych pięciu meczach sezonu, z trzema porażkami i dwoma remisami.
Ale potem, gdy pewność siebie sięgnęła zenitu, Unai Emery i jego drużyna odżyli serią czterech kolejnych zwycięstw, w tym dwóch z Tottenhamem i Manchesterem City. W ciągu ostatnich 3 lat trener Emery doprowadził Aston Villę na skraj stania się „gigantem” angielskiej piłki nożnej.
I jak dotąd ta podróż nie została przerwana. Jeśli Aston Villa pokona Liverpool w ten weekend, potwierdzi, że wciąż jest w stanie walczyć o czołową czwórkę, a nawet rzucić wyzwanie Arsenalowi.
Konsekwentni pretendenci, tacy jak Aston Villa i Newcastle, przysparzają kłopotów niestabilnej grupie gigantów: Manchesteru City, Liverpoolu i Chelsea. Spadek Liverpoolu jest niewiarygodny. Wzloty i upadki Chelsea.
Tymczasem Manchester City wciąż nie zdołał przełamać impasu. Cała trójka wciąż uchodzi za gigantów, faworytów Anglii w walce o awans na kontynent. Jednak w kraju nikt nie zagwarantuje im miejsca w pierwszej czwórce, jeśli będą nadal tak chwiejni.
W 10. kolejce Chelsea zmierzy się z Tottenhamem, Liverpool podejmie Aston Villę, a Manchester City spróbuje rozszyfrować fenomen Bournemouth. Te trzy mecze zadecydują, kiedy układ sił w Premier League zostanie przywrócony i kiedy giganci naprawdę się rozwiną.
Źródło: https://tuoitre.vn/vong-10-premier-league-di-tim-cac-dai-gia-20251101102213484.htm






Komentarz (0)